niedziela, 19 lutego 2017

Opowiadanie walentynkowe.

Witam Was 😊
Wiem, że Walentynki były już jakiś czas temu, ale powodu natłoku nauki nie mogłam dodać walentynkowego opowiadania. Jednak niedawno znalazłam czas i do mojej głowy zapukał pomysł na tą historię. Na wstępie powiem, że w  twym opowiadaniu zrezygnowałam ze zbędnych długich opisów miejsc i bohaterów. Chciałam natomiast, aby każdy mógł się utożsamiać z postaciami i pobudzić swoją wyobraźnię.😆 
Teraz troszkę spóźnione szczere życzenia  walentynkowe😉
😙 A więc dużo miłości😗
💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗

"Gdybyś kiedy we śnie poczuła, że oczy mo­je już nie pat­rzą na ciebie z miłością, wiedz, żem żyć przes­tał."
           Stefan Żeromski
"Nie mów nic. Kocha się za nic. Nie is­tnieje żaden powód do miłości."
                               Paulo Coelho


"Miłość z pociągu."
     Jak zwykle pociąg zatrzymuje się na stacji i jak zwykle będzie stał tam 20min. Spoglądam ostrożnie na chłopaka siedzącego na przeciwko. Ma bujne, krótko ostrzyżone blond włosy oraz przepiękne błękitne oczy, które uważnie śledzą tekst książki. Czasami delikatnie się uśmiecha kącikiem ust i wtedy na policzku ujawnia uroczy dołeczek.

    Raz w tygodniu chłopak ten jedzie tym samym pociągiem co ja i siada na tym samym miejscu.  Za każdym razem  wsiadam  do tego jednego wagonu w nadziei, że miejsce na przeciwko będzie wolne. Za każdym razem na mnie czeka. Choć nie wiem jak owy chłopak ma na imię- kocham go. Może nie wiem o nim za wiele ale to prawda. Wiem jedynie na jakiej stacji wysiada; jedną wcześniej niż ja, wiem jakie lubi czytać książki, jakiej muzyki słucha. Zauroczył mnie swoją uprzejmością, urokiem osobistym.

    Pewnej środy jak zawsze wsiadłam do drugiego wagonu, zmierzając do czwartego miejsca od prawej, wpatrując chłopaka dla którego moje serce bije szybciej. Tego dnia miejsce na przeciwko było puste. Pamiętam jak dziś o czym wtedy myślałam. ,,Może uznał mnie za prześladowce i zmienił miejsce lub pociąg, a może po prostu zachorował". Był to dzień, w którym po raz pierwszy żałowałam, że pociąg zatrzymuje się na stacji tę 20min , gdyż dłużyły się niemiłosiernie. Powodując, że do mojej głowy napływały różne myśli. 

     Dziś nie chciałam niczego żałować. Postanowiłam w końcu z nim porozmawiać. Jednak mój pierwotny plan okazał się trudniejszy niż przypuszczałam. Minęło już dwadzieścia minut i pociąg rusza, a ja nie odezwałam się ani słowem. ,,Za dziesięć minut chłopak wysiądzie''. W tej chwili odłożył książkę do plecaka i chwycił leżącą obok różę. Nie zauważyłam jej wcześniej. Była piękna. Okazała czerwoną różą z ostrymi kolcami. Na łodydze przyczepiona było serduszko z dedykacją. Chłopak nerwowo ściskał ja w dłoni. Co róż spoglądając na zegarek. Czyżby umówił się na randkę.  Ukłucie w sercu jest naturalnym objawem prawda? Jeszcze raz spojrzałam na kwiat.
-Piękna róża- palnęłam bez zastanowienia. Moje słowa wyrwały chłopaka z głębokiego zamyślenia.
-Dziękuję - po raz pierwszy usłyszałam jego głos. Był to męski ale delikatny dźwięk. Dlaczego na moje policzki wstępują rumieńce skoro nie powiedział nic zawstydzającego?
-Z jakiej to okazji?- zapytałam chcąc usłyszeć jego głos. "Szybciej, odpowiedz" pomyślałam gdy pociąg powoli zatrzymywał się na jego stacji. Wtedy to wstał i po chwili gorączkowego zamyślenia, czerwony jak piwonia wręczył mi różę że słowami:
-Dla Ciebie z okazji Walentynek.

     Zanim zdążyłam otrząsnąć się z szoku jakiego doznałem drzwi przedziału zamknęły się a on zniknął na peronie. ,,Nawet mu nie podziękowałam, czyżby się rozmyślił co do randki i jak na filmach postanowił dać kwiaty pierwszej spotkanej dziewczynie". Być może była to prawda, ale ja i tak czułam się szczęśliwa. Zupełnie zapomniałam o Walentynkach. Spojrzałam na różę i zobaczyłam karteczkę z dedykacją. Otwarłam czerwone serce i przeczytałam:
《 *numer telefonu*
Dla dziewczyny z wagonu pierwszego o najpiękniejszych oczach jakie widziałem. Dla tej której imię pragnę poznać. Maciej.》
Wtedy to w pełnym szoku, z łomoczącym sercem wyjęłam telefon i napisałam pod podany numer:
《Dziękuję. Anastazja.》
 ~Koniec~

czwartek, 19 stycznia 2017

Korona Tamary cz.1

Witam!😁
O to nowe opowiadanie. Będzie ono jedną z dłuższych serii. Zaczęłam pisać jej już dawno temu i nie miałam okazji na dokończenie. Jednak dziś nadszedł ten moment, aby powoli kontynuować tę opowieść. Moim zdaniem sam pomysł na fabułę jest ciekawy i mam nadzieję, że nie zniszczę tego potencjału.Mam do was jeszcze pytanie. Ostrzegam odpowiedzi mogą wpłynąć na dalszy ciąg historii [nie chcę za wiele zdradzać😉]:
Wolicie silne, niezależne, odważne kobiety, czy może skromne, nieśmiałe osóbki?
Odpowiadajcie w komentarzach [cieszyła bym się gdybyście napisali również dlaczego].
Miłego czytania!!!
____________________________________________________________

 Korona Tamary.

Wiatr wiał szybciej niż zwykle, gwałtownie szarpiąc drzewa. Grzmoty słychać było w całym zamku. Błyskawicznie rozświetlały komnaty jaśniej niż ogień z kominków. To było pewne. Dziś nadszedł dzień przepowiedni.
    W największej sali zebrali się najważniejsi doradcy króla. Siedząc przy potężnym drewnianym stole wpatrywali się we wrota, gdzie miała ukazać się wyrocznia. Wystarczyło jedno spojrzenie by wiedzieć, że nie są to zwykłe drzwi. Ramy były pięknie wyrzeźbione, przypominało to wijące się gałęzie. Na ich widniała smocza rzeźba.
    Nagle wszystko jakby zatrzymało się w miejscu. Nie było słychać żadnego dźwięku, jedynie zgrzyt otwieranych drzwi. Pośrodku wrót stała kobieta. Miała ona na sobie długą fioletową szatę z kapturem. Zasłaniał on jej włosy i rzucał cień na starą pomarszczoną twarz. Przez mrok przebijał się jedynie blask jej przerażających oczu. Nie posiadały one źrenic, były jedynie duża błękitną plamą.
    Punktualnie o północy, gdy księżyc znajdował się w najwyższym punkcie swej drogi, przemówiła:
-Dziś- głos miała potężny i głęboki, lecz pochodził jakby z oddali- nadszedł dzień, w którym usłyszycie mą przepowiednię. Słuchajcie uważnie, bo powiem tylko raz.
Złożyła ręce, jak do modlitwy i zamknęła oczy, a gdy je ponownie otworzyła zaświeciły złotym blaskiem.
-Nasze królestwo czekają wielkie zmiany. Dziedzic tronu założy koronę Tamary. Dawni królowie ukryli ją w Krainie Dusz Umarłych, gdyż świeci on srebrnym blaskiem tylko na głowie prawowitego władcy. Na nic krucze skrzydła i opór gdy zapłonie smoczy ogień.
    Niespodziewanie uklękła na podłodze. Jej ciało zaczęło zmieniać się w piękne fioletowe skrawki, powoli zdmuchiwane przez wiatr. Żaden z obecnych nie przejął się tym widokiem. Wszyscy zaczęli zastanawiać się nad sensem słów wyroczni.
-To oczywiste, dawni władcy ukryli koronę Tamary, by nie wyszła na jaw prawda o tym, że nie są prawowitymi władcami.
-Jak mieliby to zrobić? Poza tym wszyscy wiemy, że owa korona to mit- król wydał się być roztrzęsiony.
-Myślę- po chwili zabrzmiały słowa lorda Friedleina, pulchnego mężczyzny, który był najbardziej zaufanym władcą króla- że ważniejsze są słowa o prawowitym dziedzicu. Sądzę iż książęta powinni udać się na poszukiwania korony.
-Czyś ty oszalał? Mam wysłać własnych synów w niebezpieczną podróż, po coś, co być może nie istnieje! Ich moce nie są aż tak potężne.
- Rozumiem Cię, Panie, lecz uważam, że  lord Friedlein ma rację. Mimo wszystko to będzie test, który zdecyduje kto zostanie przyszłym władcą.
-Sądziłem, że to oczywiste iż to Konstantyn jako najstarszy syn obejmie tron po naszym królu- Rzekł jeden z urzędników.
-Nie możemy sugerować się tego typu pobudkami- zwrócił uwagę Lord Friedlein.- Młody książę może być równie dobrym władcą  jak jego starszy brat. Młodzieńcy są już w takim wieku, że mogą podjąć tego typu wyprawę. Warto podkreślić, że wzbogaci ona ich wiedzę na temat królestwa.
- Masz rację drogi przyjacielu. Proszę poinformować moich synów, że podjąłem decyzję. Niech wezmą tyle złota i służby ile uznają za stosowne i ruszą jak najszybciej w drogę.
Po ostatnich słowach króla, wszyscy rozeszli się. Sala opustoszała. Lord Friedlein ruszył w stronę komnat księcia Gerarda.
    Ogromne drzwi otwarli mu dwaj rycerze z miejskiej straży. Byli ubrani w typowe żołnierskie mundury koloru brązowego. Z lewej strony widniały herby ich rodów.
    Komnata księcia była miejscem odpowiednim dla osoby o jego statusie społecznym. Jednak nie lubił się nim tak obnosić, dlatego lord bardzo go szanował oraz zechciał wesprzeć w trudach podejmowanej wyprawy tak jak mógł.
-Witam Waszą wysokość.
-Miło cię widzieć lordzie.
    Przed pulchnym mężczyzną stanął wysoki, atletyczny młodzieniec. Miał on na sobie czarny jedwabny strój, który podkreślał jego długie ciemne włosy i błękitne oczy. Od razu można było spostrzec, że szykuje się do drogi.
-Postanowiłem wyruszyć w drogę już dziś. Samotnie będę poruszał się szybciej i sprawniej.
-Istotnie książę, lecz uważam, że to odrobinę nierozważne- mężczyzna przemówił bardzo rzeczowym tonem- Zauważ, że nie za dobrze znasz teren po za tutejszymi nizinami. Sądzę, że przyda ci się przewodnik, który zna tamte ziemie.   
-Kogo proponujesz?
-Wysłałem już Jamesa, chciałbym także aby on ci towarzyszył.
    Gerard zgodził się bez dłuższego zastanowienia. Zawsze ufał rada lorda Friedleina, a ser Jamesa traktował jak brata. Był to wychowanek lorda, o kilka lat starszy od księcia. Dawniej mieszkał w  sierocińcu. Odznaczał się jednak niezwykłą odwagą i gdy zobaczy rabusiów atakujących lorda, nie wahał się i ruszył mu na ratunek. Ten natomiast zaopiekował się nim i wychował na najlepszego rycerza jakiego znało to królestwo.
-Będziesz udawał jego giermka i podróżował anonimowo.

poniedziałek, 28 listopada 2016

Opowiadanie apokaliptyczne.

𛲠      Witam!🙋
 Dzisiejsze opowiadanie jest krótkie, ale należy do moich ulubionych. Mam nadzieję, że wam również się spodoba.
 __________________________________________________________________________________

 Opowiadanie apokaliptyczne


    Dziś jak każdego dnia tych wakacji słońce świeci bardzo jasno. Rodzice pracują do późna, więc tego dnia także zajmuje się mną moja ukochana niania.
Łup! Łup!
           Potężny huk wstrząsnął całym domem. Niespodziewanie z ekranu telewizora przemawia stary mężczyzna w czarnym garniturze:
-Drodzy mieszkańcy! Z przykrością informuję, że wszystkie wulkany świata zaczęły wybuchać, naukowcy obawiają się najgorszego.
             Nie rozumiem co się dzieje, ale cieszę się, że na ekran wróciła moja ulubiona bajka. Stojąc na palcach, jak każda czterolatka ledwo dosięgam parapetu okna. Słyszę jednak jak niania płaczę, a na zewnątrz ludzie strasznie hałasują. Tatuś mówi, że to nieładnie. Ciekawe czy ten pan przyjdzie ich skrzyczeć. O to chyba on! Tam na tej chmurce. Obok niego stoją dwa aniołki. Mają piękne skrzydła, Asia z przedszkola miała takie na baliku. Ten po prawej ma piękną złotą trąbę. Dlaczego wszystkie drzewa nagle płoną? Dlaczego ta wielka dziura w drodze zaczęła się powiększać?  O nie! Samochód pani Zosi do niej wpadł, będzie bardzo zła. Wszyscy tak głośno krzyczą. Ten aniołek po lewej cudownie śpiewa. Niebo staje się takie szare. A tam spadają gwiazdy. Jeśli zamknę oczka i mocno zacisnę moje malutkie rączki, a potem pomyślę życzenie to na pewno się spełni. Chcę być aniołkiem. Dlaczego wszystko się trzęsie? Szyba w oknie właśnie pęka, nic nie mogę zrobić. Mamo gdzie jesteś! Te gwiazdy za oknem są ogromne, płoną i wszystko niszczą. Jest za głośno.
-Haniu!- to głos mamy. Teraz ją widzę, stoi w drzwiach razem z tatą. Dlaczego płacze? Może chodzi o to , z wybrudziłam tą różową sukienkę, albo popsułam nową lalkę.
-Haniu!- to tata tak krzyczy. Podłoga pode mną pęka, to ta dziura z drogi.
-Tatusiu, ja nie chcę spaść już będę grzeczna, już nie chcę być aniołkiem!
               To na nic, tam jest tak ciemno. Latanie wcale nie jest takie fajne. Jest tak ciemno.
-Cii! Już dobrze aniołku!- to ten starszy pan. On ma taki miły głos. Muszę tylko chwycić go za rączkę i wszystko będzie dobrze.


poniedziałek, 14 listopada 2016


Opowiadanie detektywistyczne cz.2


    Detektyw korzystając z okazji postanowił jeszcze raz obejrzeć archiwum. W pomieszczeniu wszystko było ułożone idealnie. Przy rogu szafy leżał okrągły zielony koralik. Szczególną uwagę detektywa przykuły drzwi pomieszczenia. Nagle wszystko zaczęło układać się w całość. Edmund zadzwonił z prośbą do swojej asystentki i udał się do domu, aby wszystko sobie przemyśleć.
    Następnego dnia siedział w gabinecie dyrektorki, ubrany w  czarną koszulkę i błękitne jeansy. Po jego prawej stronie siedział Stefański czekając na wyjaśnienia. Wciąż nie rozumiał co na celu ma ta konfrontacja.Jednak detektyw Kolbel wszystko sobie przemyślał.
-Wiem kto jest mordercą-odparł pewnym siebie głosem.
-Więc-powieka dyrektorki drgnęła.
-Myślę, że pani także wie panno Nowak. Jednak wyjaśnię wszystko o d początku. Ofiara zginęła w innym miejscu niż archiwum, to oczywiste, gdyż drzwi były w nienaruszalnym stanie, jak zresztą całe pomieszczenie. Śledczy doszli do wniosku, śmierć nastąpiła w wyniku uderzenia w głowę. Podczas rozmowy z woźnym, powiedział mi on o chusteczce do polerowania butów całej we krwi. Skojarzyłem to z pani perfekcją i obsesją na punkcie figurek. Przypomniałem sobie o tej z startą farbą. To z pewnością narzędzie zbrodni- mówił to spokojnym i monotonnym głosem, wciąż obserwując reakcję kobiety.
-Nonsens.
-Być może. Zastanawiałem się nad motywem, więc poszperałem dalej. Ona także to robiła, prawda? Szukała i mogła odkryć prawdę. Zadzwoniłem do asystentki, a ona szybko ją odkryła. Otóż podobno pobiera pani pieniądze od rodziców na różne opłaty i bierze je pani do własnej kieszeni.
-To kłamstwo!
-Możliwe. Nie lubi pani plotek- kontynuował dalej detektyw, mimo sprzeciwu kobiety- Tamtego dnia zabrała pani ofiarę na rozmowę. Jednak nie przebiegła ona tak jak pani oczekiwała. Wynikła awantura. Chwyciła pani pierwszą rzecz pod ręką i uderzyła dziewczynę w głowę. Potem zaniosłaś jej ciało do archiwum. Nie przypuszczałaś jednak, że zanoszone będą tam dokumenty, które powinny być tam od kilku godzin.
-Ona,ona… się nie ruszała- głos kobiety drżał.-Nie wiedziałam co robić. Ona psuła reputację moją i szkoły. Nie mogłam pozwolić żeby to wyciekło. Ale skąd pan wiedział?
-Och! Zbyt mało pani wiedziała, zbyt mało się angażowała,przejmowała. Poza tym ucieszył panią mój widok, pani zdaniem młodego niekompetentnego.
-Cóż ma pan rację- jej głos się zmienił, był przepełniony jadem nienawiści- teraz już jest za późno- sięgnęła po pistolet w szufladzie biurka i skierowała go w detektywa.
    Ten siedział jednak spokojnie obserwując drżące ręce kobiety. Została ona jednak szybko rozbrojona i aresztowana. Słychać było tylko uderzenie rewolweru o drewnianą podłogę i szamotanie zdesperowanej kobiety. Detektyw Edmund Kolbel siedział na fotelu pustymi oczami wpatrując się w okno gabinetu.
-Świetna robota Edmundzie! -powiedział entuzjastycznie Stefański.

czwartek, 10 listopada 2016

Opowiadanie detektywistyczne część 1


O to i jest moje pierwsze opowiadanie na tym blogu. Ze względu na długość podzieliłam je na dwie części, więc na zakończenie musicie poczekać do następnego posta (nie będzie to długi okres czasu).
Miłego czytania.
________________________________________

Opowiadanie detektywistyczne.


Gabinet dyrektorki owej szkoły był typowym gabinetem osoby na tym stanowisku. Eleganckie meble, dokumenty na półkach. Choć wystrój wydawał się być skromny i trochę staromodny powodował, że osoba siedząca po drugiej stronie biurka stawała się wyniosła i ważna. Czyżby miało to na celu pokazanie uczniom tego jak niska jest ich pozycja i jak niewiele mogą zrobić.
    Jednak to nie sytuacja uczniów zaprzątała głowę detektywa Edmunda Kolbela, myślał on bowiem o sprawie, przez którą się tu wezwany.
-Witam pana panie Edmundzie- rozmyślania mężczyzny przerwała siedząca naprzeciwko kobieta. Jej włosy ułożone były w ciasny kok. Żaden włos nie był na tyle odważny, aby odstawać od reszty. Ciemna garsonka opinała jej pulchne ciało.- Cieszę się, że pan tu przybył. Osobiście uważam, że nasza policja kryminalna dałaby sobie radę z tą sprawą sama. Jednak rodzice bardzo nalegali. Sądzą, że im więcej osób się tym zajmie tym lepiej.
-Cóż, cieszę się, że tak bardzo wierzy pani w tutejsza policję.
-Starszy aspirant Stefański jest bardzo zdolny- jej twarz oblała się delikatnym rumieńcem.
-Och! Nie wątpię, otóż jest to mój przyjaciel. Zapoznał mnie już wcześniej z tą sprawą, ale chciałbym usłyszeć pani wersje zdarzeń.
-Oczywiście- kobieta znacznie się rozluźniła. Wyraz jej twarzy stał się teraz łagodny i sprawiała wrażenie uroczej kobiety w średnim wieku.
-Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Jestem po prostu w tak ogromnym szoku. Nie mogę pojąć, jak do tego doszło.
-Rozumiem- twarz detektywa była pokryta nieprzeniknioną, obojętną maską. Jednak jego oczy wciąż krążyły czujnie po pomieszczeniu. Od początku zauważył, że jego wytarte jeansy, bawełniana pomarańczowa koszula oraz kilkudniowy zarost na młodej twarzy wywołały u niej dziwne emocje, choć starała się tego nie okazywać.Nagle jego błękitne oczy skupiły uwagę na kolekcji figurek. Jedna z nich miała starta farbę od obcesowego czyszczenia, co jak domyślał się Edmund świadczyło o jej obsesji do czystości.
-Nasza pani wicedyrektor jak co roku zanosiła do archiwum dokumenty. Tym razem zrobiła to później i wtedy zobaczyła …-jej głos się załamał- sam pan wie. Ona tam po prostu była. Nie pojawiła się tego dnia na zajęciach, wszyscy znający jej przeszłość myśleli, że wagaruje.
-Domyślam się, taki wiek- odparł detektyw, przeczesując ręką rozczochrane włosy- ale, żeby tak od razu pierwszego tygodnia szkoły.
-Nie znał jej pan.
-Racja i raczej już nie poznam. Chciałbym zobaczyć miejsce, w którym znaleziono ciało denatki.
-Słucham?
-Chcę zobaczyć archiwum.
-Ach, tak, oczywiście- odparła zmieszana dyrektorka- niestety nie mogę pana tam zaprowadzić, więc poproszę jedną z sprzątaczek.
    Po niecałej minucie drzwi otwarła kobieta w niebieskim fartuchu. Prowadziła ona detektywa do archiwum. Nagle spostrzegł on, iż jej fartuch jest rozdarty.
-Czy mogę spytać co się pani stało?- wskazał palcem rozdarcie materiału. Kobieta gwałtownie napięła mięśnie. Milczała chwilę, aż w końcu odpowiedziała:
-Och, to, to nic takiego. Zaczepiłam o grzejnik gdy umyłam okno. Poza tym powinien pan zająć się własnymi sprawami. Nie mogę zrozumieć, jak mogli przydzielić do tej sprawy... Taką osobę- jej głos stał się arogancki.
-Nie ocenia się książki po okładce, droga pani. Widzę,że już jesteśmy.
    Rzeczywiście dotarli do celu. Pomieszczenie było niewielkie, przepełnione dokumentami i ludźmi w policyjnych mundurach. Co jakiś czas słychać było odgłosy flesza. Do nowo przybyłych podszedł mężczyzna w średnim wieku. Pod jego wąsem zagościł uśmiech.
-Witaj Edmundzie. Mój dobry przyjacielu. Powinieneś zacząć ubierać się stosownie do wykonywanej pracy- powiedział zachrypniętym basowym głosem.
-Możliwe, że masz rację, jednak ja sądzę, że takie garnitury- wskazał ręką na strój rozmówcy- zbyt rzucają się w oczy. Opowiedz mi dokładnie co wiecie.
-Więc, sprawa jest dość delikatna i skomplikowana. Ciało uczennicy znalazła wicedyrektor, jednak była w tak wielkim szoku, że zabrała ją karetka. Moim zdaniem …- po wysłuchaniu długiego monologu na temat hipotetycznego przebiegu zdarzeń detektyw Kolbel kroczył korytarzem do sali, w której odbywały się zajęcia klasy dziewczyny.
    Mogłoby dziwić, że nie odwołano lekcji, ale  w tej szkole wiedzę przekładano ponad wszystko poza tym nie było na to czasu. Denatka uczęszczała do trzeciej gimnazjum. Była o rok starsza od rówieśników. Po kilku minutach detektyw znajdował się na dużym błękitnym holu i rozmawiał z dwoma 15-latkami. Wkoło panował grobowa cisza. Wreszcie ciemnowłosa dziewczyna  zdecydowała się odpowiedzieć na zadane pytanie:
-Wie pan, ja nie za bardzo ją znałam. Kasia zresztą też. Basia raczej trzymała się na uboczu. Raz zamieniłyśmy z nią kilka zdań.
-Szczerze- wtrąciła druga- nie wspominam tego dobrze.Cały czas patrzyła na nas z pogardą. Gdyby jej spojrzenie mogło zabijać wszyscy bylibyśmy na cmentarzu.
-Przestań!- krzyknęła tamta- o zmarłych nie mówi się źle.
-Nie rozumiem o co ci chodzi! Przecież mówiłaś, że chętnie sam wybrałabyś jej te piękne włosy.- odparła oburzona blondynka. przez chwilę mierzyły się  spojrzeniem.
-Podejrzewacie kogoś? zapytał beznamiętnie detektyw.
-Nie!- odpowiedziała szybko ciemnowłosa dziewczyna.
-Ja podejrzewam woźnego, zawsze na wszystkich dziwnie spogląda, a na Basie to już zupełnie. Słyszałam plotki, że już kiedyś zabił swoją żonę, bo wdał się w romans z dyrektorem. Być może dziewczyna ich nakryła i postanowili się jej pozbyć.
-Przestań!- jej przyjaciółka nerwowo wykręcała sobie palce- to na pewno nie on, może jest trochę… psychiczny, ale to nie on.
- Wątpię żeby plotki były prawdą- uspokoił ją Edmund.- Kogoś takiego nie zatrudniono by w szkole.
-Ma pan rację.
-Być może- dodała brunetka.
    Mimo iż mężczyzna wątpił w rzekomą przestępczość woźnego postanowił go przesłuchać.. Woźny okazał się być starszym siwowłosym panem. Spod jego zmęczonych powiek wydobywało się spojrzenie bazyliszka. Detektyw pomyślał, że  nie chciał by go spotkać w ciemnej uliczce, choć nie jest strachliwy.
-Dzień dobry- na twarzy pojawił się uśmiech, który nie obejmował jednak oczu. Za to oczy woźnego zapłonęły żywym ogniem.
-Ty pewnie w prawie tej dziewczyny.
-Zgadza się- odparł obojętnie Kolbel. Taka postawa irytowała starca, który starał się to ukryć. Podparł się o miotłę i ściszył głos do konspiracyjnego szeptu:
-Wie pan, ja myślę, że to ta sprzątaczka- za drzwiami kantorka coś huknęło, jednak mężczyzna kontynuował swój wywód, przybliżając się bliżej do młodego śledczego.-Niby taka miła kobieta, a jednak…
-Ty wredny stary dziadzie!-wrzasnęła sprzątaczka- to ty ją pewnie zabiłeś i chcesz skierować podejrzenia na mnie. Wszyscy wiedzą, że nienawidzisz dzieci i tej pracy.
Na ustach woźnego zagościł drwiący uśmiech.
-Ja mam alibi, po za tym przyznaj, że tobie też zaszła za skórę. Za bardzo wtrącała się w nie swoje sprawy.
-Co masz na myśli?- zapytała sprzątaczka nerwowo poprawiając fartuch.
-To, że wiadomo kto rozpowiedział, że twój syn znęca się nad tobą. Poza tym wczoraj w jednym ze śmietników, nie żebym w nich grzebał, znalazłem taką chusteczkę do polerowania butów. Była cała we krwi.
    Detektyw coraz uważniej przysłuchiwał się rozmowie.’
- Co to ma wspólnego ze mną?- głos kobiety drżał.
-A to, że tylko ty dbasz tak o czyste buty. Nic dziwnego, w końcu chcesz się przypodobać dyrektorce, licząc na premie.
-Czy to moja wina, że w tej szkole wszystko musi być idealne. ta dziewczyna prędzej czy później by stąd wyleciała. To nie znaczy jednak, że ja ją zabiłam- roztrzęsiona sprzątaczka uciekła po schodach.

 C.d.n.

wtorek, 8 listopada 2016


Witam!

Postanowiłam założyć tego bloga, ponieważ sprawia mi przyjemność pisanie opowiadań. Bardzo lubię, gdy czytają je inne osoby i wyrażają swoją opinie na ich temat. Dlatego zależy mi na komentarzach, tych pozytywnych i negatywnych.
Jednym z moich marzeń jest wydanie własnej książki, więc chcę się doskonalić w pisaniu różnych historii, a krytyka bardzo w tym pomaga.
Myślę, że na tym blogu każdy znajdzie coś dla siebie, gdyż nie piszę konkretnych gatunków.
Mam nadzieję, że spodobają wam się wymyślone przeze mnie historie.